Reprezentacja Polski oszukiwała przeznaczenie. „Dokonali jednej, istotnej sztuki”

Reprezentacja Polski oszukiwała przeznaczenie. „Dokonali jednej, istotnej sztuki”

Bartosz Kurek
Bartosz Kurek Źródło:Newspix.pl / Sipausa
Rok 2023 był bardzo udany dla polskiej reprezentacji siatkarzy. Całościowo, polska siatkówka zaliczyła miesiące pełne sukcesów, okraszonych złotem i serią spektakularnych zwycięstw. Biało-czerwoni musieli się jednak mierzyć z wieloma trudnościami, których pokonanie było długimi fragmentami równie trudne, jak ogranie rywali na boisku.

Spoglądając chronologicznie: złoty medal Ligi Narodów, zdobycie tytułu na mistrzostwach Europy oraz wywalczenie kwalifikacji olimpijskiej na igrzyska w Paryżu. A całość okraszona serią 24 meczów wygranych z rzędu. Rok 2023 w wydaniu reprezentacji Polski siatkarzy zakończył się pełnym sukcesem. Zespół trenera Nikoli Grbicia wykonał plan w stu procentach, choć musiał się mierzyć z wieloma przeciwnościami. Im było bowiem trudniej, tym większego wyrazu nabiera smak wygranych.

Napięty kalendarz sezonu klubowo-reprezentacyjnego

Zmęczenie. Ci z najlepszych klubów w Polsce, a dodatkowo reprezentanci, nie mieli zbyt wiele czasu na złapanie oddechu.

– Na pewno czujemy się sfrustrowani, że nie jesteśmy słuchani. Nas słyszą, ale nikt nie chce słuchać. Tacy kadrowicze nie mają chwili wytchnienia. Po sezonie ligowym dostają dosłownie parę dni, w których często jest tak, że nie zdążą ruszyć na wakacje. Bo nie da się tak od ręki załatwić wszystkich zaległych spraw z sezonu. Zwykłe, prozaiczne sytuacje, które zazwyczaj trzeba po prostu ogarnąć. Możesz nie zdążysz się wyrobić, później jedziesz na kadrę na cztery-pięć miesięcy reprezentacyjnych obowiązków. Dostaniesz tam trzy-cztery dni wolnego, które też trudno wygospodarować na normalny wyjazd z rodziną – mówił Wojciech Żaliński dla „Wprost”, jeden z członków Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, m.in. zdobywca Ligi Mistrzów w sezonie 2022/23.

Najbardziej wyeksploatowani zaliczyli nawet ponad 70 meczów, zbierając te w klubie i drużynie narodowej. Rozwiązania szukał trener Grbić, odpowiednio rotując składem reprezentacji. Dzięki temu Serb mógł przyjrzeć się zapleczu, ale też dać odsapnąć tym, którzy w najważniejszych pojedynkach – musieli być gotowi stawić czoła wyzwaniom. Siatkarze ZAKSY i Jastrzębskiego Węgla dostali od selekcjonera krótkie wakacje, dzięki czemu idealnie nie skleił im się koniec klubowego grania z otwarciem zgrupowania kadry.

– Intensywność, z jaką teraz gramy sezon reprezentacyjny i klubowy jest ogromna. Nawet każdy dzień, a w szczególności dłuższy okres, tak jak były dwunastodniowe, czy dwutygodniowe – bo mieliśmy dwa takie w tym sezonie – są na wagę złota. Zarówno na podreperowanie zdrowia fizycznie, jak i złapanie psychicznego spokoju od ciągłej rywalizacji, byciu na sto procent skupienia. Presji, nerwów i stresu, związanych z grą na wysokim poziomie. Taki odpoczynek jest bardzo ważny i cieszę się, że sztab szkoleniowy dał nam taką możliwość. Oczywiście to wolne było mocno zindywidualizowane, w zależności od tego, jakie kto miał obciążenia w sezonie klubowym. W moim przypadku było tego wolnego czasu dużo. Przyjeżdżając na zgrupowanie kadry, miałem w sobie dużo pozytywnej energii. Nie twierdzę, że nie miałbym jej, nie mając wolnego, ale zdecydowanie wyczuwalna jest różnica – uzupełniał Aleksander Śliwka, jeden z liderów ZAKSY i reprezentacji, w rozmowie dla „Wprost”.

Jasnym jednak było, że skoro w finale Ligi Mistrzów siatkarzy zmierzyły się dwie polskie drużyny, to z pewnością Polacy (a takowych w barwach ZAKSY i Jastrzębskiego Węgla nie brakowało) nie narzekali na nudę w sezonie klubowym.

Problemy zdrowotne Bartosza Kurka i Mateusza Bieńka

Konsekwencją przeładowanego kalendarza mogły być kontuzje reprezentantów. Akurat w przypadku kadrowiczów ze wspomnianych ZAKSY czy Jastrzębskiego Węgla, urazy zaczęły się pojawiać dopiero… po powrocie do klubów.

Grbić w trakcie sezonu 2023 stracił jednak dwóch siatkarzy z podstawowego składu. W reprezentacji dużo rzadziej niż zazwyczaj można było zobaczyć środkowego Mateusza Bieńka oraz atakującego, kapitana drużyny, Bartosza Kurka.

Ten pierwszy kontuzji stopy nabawił się podczas gry w Lidze Narodów. Uraz był na tyle uciążliwy, że przekreślił nadzieje środkowego zarówno na dokończenie VNL, jak i gry w mistrzostwach Europy oraz kwalifikacjach olimpijskich. Następcą Bieńka w duecie z Jakubem Kochanowskim został Norbert Huber. I trzeba przyznać, wykorzystał swoją szansę w stu procentach.

Kurek również znalazł godnego następcę. W roli kapitana, tego nieformalnego, od pewnego czasu widziany jest (całkiem słusznie) Śliwka. Za to na boisku, kiedy Kuraś, mający problemy m.in. z biodrem, został zastąpiony przez Łukasza Kaczmarka. Atakujący ZAKSY zagrał „mecz życia” w finale VNL przeciwko USA (3:1). A później było równie dobrze, dzięki czemu Kaczmarek ugruntował sobie rolę atakującego w reprezentacji.

– Przyznam, że dopiero po jakimś dłuższym czasie dotarło do mnie, co się wydarzyło. W najpiękniejszych snach nie napisałabym takiego scenariusza, że mogę być jedną z pierwszoplanowych postaci w drodze po złoto dla reprezentacji Polski. Chcę jednak podkreślić, że za moim występem stoją pozostali wspaniali ludzie z kadry. Bez nich nie zagrałbym takiego meczu – wspominał na łamach „Wprost” Kaczmarek tamten wielki mecz, kiedy został bohaterem całej siatkarskiej Polski.

Atakujący podkreśla jednak na każdym kroku, że jedynie zastępuje Kurka, a to wielki mistrz jest numerem 1 w reprezentacji. „Kuraś” z pewnością zrobi wszystko, żeby wrócić do składu na igrzyska w Paryżu (2024). Medal olimpijski byłby dla niego ukoronowaniem kariery. Do tego jeszcze jednak sporo czasu. Oby trener Grbić nawet w sytuacji, w której traci podstawowych graczy (odpukać), znajdował tak wartościowych następców. Takie odpowiedzi jak Huber czy Kaczmarek tylko pokazują, jak mocna jest polska siatkówka.

Odczarowane „klątwy” na koncie reprezentacji Polski

Polscy siatkarze w 2023 roku dokonali jeszcze jednej, istotnej sztuki. Potrafili oszukać przeznaczenie, czyli ogrywać tych, z którymi w ostatnich latach mieli na pieńku. Dwa najlepsze przykłady to reprezentacje Italii oraz Słowenii.

Tych pierwszych Polacy pokonali w finale mistrzostw Europy, ogrywając Włochów na ich terenie, w Rzymie, do zera! To był udany rewanż za 2022 rok, kiedy to Italia pod batutą eks-selekcjonera Biało-Czerwonych, Ferdinando De Giorgiego, wygrała z Polską 3:1 w finale mistrzostw świata. I to dodatkowo w katowickim Spodku. Słodki rewanż na ME 2023, w rzymskim finale, miał dla Polaków wyjątkowy smak.

Podobnie można spoglądać na krok wykonany przez Biało-Czerwonych w półfinale czempionatu Starego Kontynentu. Polacy odczarowali fatum trwające od 2015 roku. Słowenia wyrzucała Polskę z turnieju rangi ME kolejno w ćwierćfinale (2015), barażach o ćwierćfinał (2017) i dwukrotnie w półfinałach (2019 i 2021). Przełamanie przyszło w 2023 roku, Polacy wygrali w czterech partiach, choć kilka godzin wcześniej stało się jasne, że tylko w roli rezerwowego wydarzenia w rzymskiej PalaLottomatica będzie śledził Kurek.

Kapitan ponownie musiał odpuścić ze względu na problemy zdrowotne, ale jego koledzy udowodnili, że są nie do zatrzymania. Nawet przez Słoweńców na ME.

– Coś niesamowitego jest jednak w Słowenii. To jest niezwykła grupa ludzi, która tworzy tę reprezentację. Grają razem od wielu lat, oni niesamowicie walczą o każdy punkt. Do tego doszedł Gianni Cretu, czyli świetny fachowiec […] Nie ma co mówić o jakichś klątwach, bo to jest tylko wymysł, oni po prostu są świetnym rywalem, z którym trudno jest wygrać. To tym bardziej godne uznania, patrząc na ich potencjał kadrowy. Oni nie mogą się pochwalić taką głębią składu jak u nas, Amerykanów czy Włochów. Słoweńcy zagrali niemal identycznym składem całe lato […] Oni są po prostu nie do zdarcia. Wielki szacunek dla Słoweńców za to, co robią dla kadry – mówił już na spokojnie dla „Wprost”, po zakończeniu sezonu kadrowego A.D. 2023, Kaczmarek.

Takie przełamania jak z Italią czy Słowenią, jeszcze mocniej ugruntowały moc drużyny pod ręką trenera Grbicia. Kolejna „klątwa” do odczarowania? Lepiej o niej zbyt często nie wspominać, ale skoro udało się wykreślić rok 2015 i nieszczęsną Słowenię na ME, to jest jeszcze koszmar sprzed dwóch dekad. Właśnie od igrzysk w Atenach (2004) Polacy regularnie odpadają w ćwierćfinałach turniejów olimpijskich. Łącznie aż pięć takich przypadków z rzędu, a przecież w tym czasie polski zespół sięgnął m.in. po dwa tytuły mistrzów (2014 i 2018) i wicemistrzów świata (2006 i 2022).

Jaki będzie cel Biało-Czerwonych na rok 2024? O tym już nie trzeba pisać.

Czytaj też:
Pięć szczególnych momentów polskiej siatkówki w 2023 roku. Nie było lepszego!
Czytaj też:
Jakub Kochanowski o największym sukcesie siatkarzy w 2023 roku. To szczególny triumf